, , , , , ,

klątwa fejsbóka

6/04/2014

Nigdy w życiu nie interesowałam się dziećmi. Nie miałam z nimi kontaktu. Nie przepadałam (to mało powiedziane) za matkami wojującymi o prawo swoich dzieci do zawłaszczania całej przestrzeni publicznej i darcia paszczy tak, żeby na drugim końcu metra nie było słychać nic innego tylko Stwora. I kiedy okazało się, że będę miała własnego okazałam się zupełnym laikiem. I nie myślę tu o wiedzy dot. ciekawostek typu "niemowlęta widzą do góry nogami" czy "niemowlęta czują smak jedzenia również dookoła budzi". Brak mi było wiedzy z serii: jak takie stworzenie podnieść i trzymać w rękach, co jest mu potrzebne do życia i jak się nim obsługiwać. Słowem: dziecięcy analfabeta. Dlatego z wielką chęcią zaopatrzyłam się w książki o ciąży i z wielką chcęcią czytałam co tam w środku się wyczynia. Dopóki Środek nie przeszkadzał mi w życiu było nawet zabawnie....
Ekran ze zdjęciem grupy wsparcia
 dla matek na Facebooku

Kiedy pojawił się Stwór, suche książki przestały być tak pomocne. Na szczęście odkryłam cud i miód na moje serce: fora! Ale nie fora internetowe, ale całkiem "nowoczesne" grupy na Facebooku z zabawnymi nazwami. Jeśli ktoś dołącza do grupy z przekorną nazwą, do tego grupy na Facebooku, chyba nie może być nawiedzoną matką z życiowymi problemami dookoła kupy. W zachwycie, że do grupy należy również mój kumpel dodałam Jego. Równie szybko zaprosiłam moje nieliczne koleżanki planujące lub mające Stwora. I natychmiast pożałowałam tej decyzji. "Drogie mamusie", "Kochane mateczki"... Spoko, przecież jakoś trzeba zacząć... ale dalej było jeszcze gorzej... Kupy, pieluchy, szczepienia, nocnikowanie (nie miałam pojęcia o istnieniu takiego terminu), ząbkowanie... Zostałam zgwałcona intelektualnie. Serio.

Te Mamy - z całym szacunkiem dla ich ważnej roli - nie reagowały na posty zaczynające się od "Dziewczyny*", na wrzucenie artykułu o akcji dot. zniżek w kawiarniach dla mam (kto tam chodzi! trzeba zmienić pieluchę i  dobrze wychować dziecko, przecież prawdziwa, odpowiedzialna matka nie ciągnie wózka do kawiarni!). W dodatku na prośby niektórych pań o zamknięcie grupy, tak, żeby ich postów nie widzieli znajomi padały hasła o to, że przecież znajomym nie powinien przeszkadzać pieluchowy problem przelany w komentarz na portalu społecznościowym, a one nie wstydzą się swoich problemów.


Przekonałam się, że bycie matką i odnajdywanie się w grupach samopomocy nie jest jak bycie zagubionym alkoholikiem w grupie AA. To bardziej bycie osobą głęboko wierzącą i zaangażowaną w krucjatę religijną w wersji odpowiedniej dla XXI wieku. Postanowiłam (dla zdrowia psychicznego) problemy natury matczynej konsultować z lekarzem, koleżanką z większym stażem, ostatecznie z wujkiem Google. I przede wszystkim zdać się na mój i Jego zdrowy rozsądek. Usunęłam się z tych pełnych wiedzy grup. Czasem - żeby sprawdzić czy nadal jestem normalna - czytam sobie te posty (grupy są otwarte). Niekiedy wieczorami robi to dla mnie ON. Rzadziej korzysta z Facebooka i kiedy na niego zajrzy to zawsze uraczy mnie problemami moich ulubionych matek z dziećmi. 
https://flic.kr/p/6ARCcr

Cieszę się, że nie trafiłam na te miejsca będą w ciąży. Być może powinnam dziękować mojej pracy. Nie miałam czasu na grzebanie w Internecie, a pracująca kobieta w ciąży - jak mówił mój lekarz - jest błogosławieństwem mądrości bo nie ma czasu na czytanie głupot, które wypisują kobiety mające go za dużo. Gdybym zaczęła to czytać będąc jeszcze w dwupaku to prawdopodobnie zwariowałabym, a On z ulgą i czystym sumieniem odstawiłby mnie do wariatkowa. Teraz nie należę do żadnej z grup dla mam i na szczęście nie czuję się tak, jakby omijało mnie coś ważnego. Jednak nie ukrywam, że odkrycie fejsbukowych matek było niezwykłym i jakże budującym doświadczeniem.

*Podejrzewam, że definiują się tylko i wyłącznie jako matki. W związku z tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie widzą się w roli kobiet lub dziewczyn. Jest jeszcze szansa, że mój problem nie był wyjątkowo dramatyczny.

5/06/2014

You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.