Podziwiam kobiety i blogerki, które wrzucają zdjęcia swoich dzieci na blogi, publiczny Instagram czy fan page na Facebooku. Zachwycam się tymi dziećmi. Zdjęcia są piękne, dzieci śliczne i do tego te ubrania. Marzenie. Ja sama lubię pochwalić się Stworem. Z tą różnicą, że mój profil jest prywatny i zdjęcia może zobaczyć wybrana przeze mnie grupa odbiorców. Wiem, że i to nie jest najmądrzejsze, ale tak już jest, że dzielę się zdjęciami, czekinuję i jestem aktywnym Facebookowiczem z typu ekshibicjonistów. Nie miałabym jednak na tyle odwagi, żeby wrzucać piękne foty Stwora z sesji dla niemowląt, z kąpieli, z plaży czy z czwartych urodzin na bloga czy fan page Awanturki.
Nie dlatego, że pedofilia, że niebezpiecznie, że świat jest straszny. Gdybym tak myślała musiałabym dorobić kraty w oknach, odłączyć Internet i nigdy, przenigdy nie wychodzić z domu. Znajomi mają czteroletniego syna. Nie wrzucają jego zdjęć. Niee chcą, żeby za kilka lat koledzy syna oglądali jego zdjęcia w Necie. Jeśli on w przyszłości zdecyduje, że chce wrzucać swoje zdjęcia, sam to zrobi. Na szczęście moja mama kilka dekad (sic!) temu nie wiedziała, czym jest blog.
Znajomych na Facebooku mam ponad 400. Dziś wrzuciłam fotę ze Stworem. Tłumaczę sobie, że jedyne, co może mnie spotkać to diss od znajomych za kolejne zdjęcie. Dlatego przestrzeń Awanturki, niby też o Stworze, ale bez zdjęć.
0 komentarze