, , , ,

co wspólnego ma wychowanie dzieci z podróżą pociągiem

9/05/2014

Kocham kolej i nikt nie przekona mnie do wyższości innego środka lokomocji. Nie kocham jednak obcych dzieci, a już na pewno tych, które jadą ze mną w przedziale.

Podróż Warszawa - Katowice. M. ma wsiąść na Zachodnim. Jest super. Jedziemy do naszych południowych sąsiadów.

Wsiada ojciec z dzieckiem. Skórzana skóra stylizowana na ściągniętą z harleyowca, łysinka, brzuch i ani dzień dobry ani pocałuj mnie w dupę. Od drzwi pretensje, że nie ma gdzie postawić wózka. Słodko. 
Za nim dzieciak. Lat mniej więcej pięć, włosy blond, na oko jakiś tydzień nie widziało wody. Dwadzieścia minut wcześniej darł się w niebogłosy w Hali Głównej, kiedy przekazywałam Stwora jego Ojcu. Nie ma to jak szczęście.

Dojeżdżamy na Zachodni. W międzyczasie Bachor przespacerował się w butach po wszystkich siedzeniach.
- Tu będzie ktoś jeszcze siedział, może zdjąłby Pan córce buty?
- Chodź Haniu zdejmiemy buciki...

Hania zaczęła drzeć ryja: JA CHCĘ! MAMA! BAJKA! MAMA! CHCĘ TELEFON. DAJ! DAJ! DAJ! S
łychać ją było w kiblu na drugim końcu wagonu.

- Ona zaraz zaśnie, jest 17, pójdzie spać...


Bajka z laptopa na full, matka na głośniku, piski. Goła dupa na podłodze przedziału. Szkoda, że wcześniej nie wlazłam w psią kupę i nie przespacerowałam się po tym dywaniku. Z drugiej strony szkoda Conversów.


DAJ!!! DAJ MI!!!!! DAJ! CHODŹ!!!! MAMA!! CHCE TO!!!! ZADZWOŃ DO MAMY!!!! DAJ!!! DAJ MI!!!!! DAJ! CHODŹ!!!! MAMA!! CHCE TO!!!! ZADZWOŃ DO MAMY!!!! 

Zabawa we wkładanie rąk pod buty innych podróżnych. Tatuś śmieje się z córeczką, że jest taka fajna i sprytna. Sama się sobą zajmuje. Wkłada mi i M. palce pod stopy wycierając przy tym gołym tyłkiem dywanik PKP Intercity.


- To nie jest zabawne.


Tatuś i córcia chichoczą.

- Ciekawe czy będzie się Pan tak śmiał, jak wstanę i przez przypadek połamię Pana córce palce.
- Nie no tego by Pani nie zrobiła...
- Chce się Pan przekonać?
- Wstań Haniu. Chodź tutaj, usiądź.

Mija kolejna godzina w decybelach godnych porządnych zatyczek do uszu i kontroli speca od BHP. Atmosfera w przedziale gęsta. Tata wychodzi z Hanią z przedziału. Hania musi podrzeć się też na korytarzu. Ja i M. wyciągamy ciacha. Hania wraca. Rzuca się na ciastka.


- Nie dostaniesz. Ciastka są nasze. Gdybyś była miłym dzieckiem i się tak nie darła to pewnie byśmy cię poczęstowały.

Jesteśmy zołzami. Mamy satysfakcję. Potwór jest ciszej bo żali się tacie na ucho, jakie to jesteśmy okropne. Najwspanialsze pięć minut całej drogi.


DAJ!!! DAJ MI!!!!! DAJ! CHODŹ!!!! MAMA!! CHCE TO!!!! ZADZWOŃ DO MAMY!!!! 

Sosnowiec. Mamy dość. Zwracamy uwagę.


- Ale co ja poradzę... Zaraz zaśnie...
- Mówił to Pan już w Warszawie.
- To co ja mam zrobić? To jest dziecko.
DAJ!!! DAJ MI!!!!! DAJ!
- Nie wiem, co. Z takim bachorem nie jeździ się pociągiem.
- Ma pani dzieci? Będzie mnie pani pouczać w kwestii wychowania?
- W nosie mam wychowanie pana dziecka. Boli mnie głowa i mam dość. Trzeba było usiąść w przedziale dla matki z dzieckiem albo pojechać samochodem, jak nie umie pan nad nią zapanować.
- Pani taka mądra. Kasjerka nie sprzedała mi biletu.
- A co mnie to interesuje? Niech Pan ucieszy swoją córkę.
DAJ!!! DAJ MI!!!!! DAJ! CHODŹ!!!! MAMA!! CHCE TO!!!! ZADZWOŃ DO MAMY!!!! 
- Pani mi nie będzie mówiła jak dziecko wychowywać. Skoro pani taka mądra to niech pani pójdzie  do konduktora i załatwi nam przedział.





zołza

You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.