, ,

dlaczego nie mam w domu bieżni

9/03/2014

Stwór ma taką przypadłość, że zawsze budzi się, jak zaczynam płodzić coś na bloga. Jest też tak, że najlepsze pomysły mam zawsze jak wracam z nim ze spaceru do domu i koniecznie chcę je zapamiętać, ale nawet nie zdążę włączyć myślenia odpowiedzialnego za pamięć, bo Stwór się budzi. Ze specjalnej aplikacji bloggera nie będę korzystała, bo o ile chciałam mieć wózek, który można pchać brzuchem to bez przesady lubię mój prosty kręgosłup i to, że ochroniarz z pobliskiego osiedla mówi mi dzień dobry. Pewnie dlatego, że wyglądam na normalną. Jak zacznę robić dziwne ruchy brzuchem to takie uprzejmości mogą się skończyć. A on zawsze otwiera mi z daleka drzwi do sklepu, jak tylko zbliżam się z wózkiem, więc powiedzmy, że mam profity z tej znajomości (chociaż z reguły nie znoszę jak ludzie rzucają się do otwierania mi drzwi). 



Tak samo jest z Internetem, kiedy muszę (muszę!) obejrzeć Downton Abbey, który jest moim ulubionym serialem (zaraz za całą masą innych ulubionych seriali), ale akurat nie mogę tego zrobić ,bo coś jest akurat nie tak. I z kreską nad oczami, kiedy się spieszę a ona właśnie tego dnia postanowiła być krzywa lub z włosami, które po wstaniu wyglądają spoko, więc nie będę ich myła, a jak robisz ostatni look w lustro przed wyjściem (i jak zaraz nie wyjdziesz z domu to zawali się świat i ucieknie ci samolot). Właśnie wtedy wyglądają jakbyś ich tydzień nie myła. I tak jest za każdym razem i nigdy nie jestem mądrzejsza i mniej leniwa, żeby nie dać się oszukać. 

Nie mogę też biegać bo przecież nie po drodze mi do salonu po soczewki, a kiedy już je mam to zawsze jest coś innego. Nie wierz w to, że zapłacenie miliarda złotych za udział w jakimś biegu zmotywuje Cię do czegokolwiek. A już na pewno nie biegaj ze swoim facetem! Na piłkę z chłopakami zawsze pójdzie, ale nigdy nie będzie miał siły, kiedy Ty akurat pokonasz wszystkie przeciwności i będziesz chciała pobiegać. Najlepszym motywatorem jest rzeczywiście facet, ale w zupełnie innych okolicznościach. Najlepiej wychodzi mi bieganie, kiedy ON mnie wkurwi (nie wkurzy, ale wkurwi), a jak do tego jesteście u Teściowej i nie możesz mu zakazać wchodzenia do pokoju (bo i tak nie masz co w nim robić) to gwarantuję, że przebiegniesz w dobrym dystans maratoński. 

Zlajkowałam profil Mateusza Jasińskiego, który głosi, że bieganie jest stylem życia. Dzięki niemu zamierzam biegać regularnie, co 2 dzień. Lubię sobie powtarzać, że kupno nowego ciucha albo instalacja nowej aplikacji pomoże mi biegać częściej niż wymuszone dwa razy w tygodniu. Piękne to były czasy, kiedy co 2 dzień bez zmrużenia okiem mogłam wyjść i biegać. Ale wtedy akurat musiałam pisać pracę magisterską lub uczyć się do egzaminu. I wówczas cały świat skupiał się na tym, żebym nie mogła wykonywać tych czynności. Musiałam posprzątać w pokoju, umyć się, zadzwonić do koleżanki. Dobrze, że część studiów przeżyłam bez Facebooka (nie wierzę, że były takie czasy). Grono też było fascynujące, ale nie do tego stopnia. 

Moja pani doktor (brzmi to jakbym była jakąś celebrytką, ale po prostu jest od roku szefową od tabletek na serce, więc oswajam ją jako swoją) zapytała mnie ostatnio, jak udaje mi się biegać (nawet te dwa wymuszone razy w tygodniu). Ona ma w domu bieżnię i nigdy na nią nie wchodzi. Udaje mi się dlatego, że nie mam w domu bieżni. To mniej więcej tak, jak z tym, że mamy w domu wyciskarkę do soków i szczoteczki elektryczne. Szczoteczki nigdy nie są naładowane, a na sok wolimy chodzić do knajpy. 




jogging




Zdjęcia zamieszczone na licencji Creative Commons. Od góry:

Bill Dickinson/flic.kr/p/dpXLKS
Mark Stevens/flic.kr/p/frx1GQ
neekoh.fi/flic.kr/p/bqSMLh
MilitaryHealth/flic.kr/p/ebzNjg



You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.