Kino, seans dla matek z dziećmi poprzedzony spotkaniem nt. miłości po ciąży. Takie z serii jak mam dzieci to nie jestem już gorącym, chodzącym seksem, jeśli czegoś nie zrobię to on mnie zostawi dla takiej, która nie siedzi w pieluchach (nigdy nie byłaś jeśli tak myślisz bo to jest też w mózgu a nie w biuście).
Pani Prelegentka (Pani P.) przepis na udany związek opracowała we wzorze: RUCH - T. Wyższa matematyka, ale na szczęście wyjaśnia.
R - robienie razem ekscytujących rzeczy
U - uczucia
CH - dobre chęci (choć nie jestem pewna, bo przy 'ch' na chwilkę odleciałam)
minus T...
tu Pani P. przerywa. Napięcie wśród słuchaczek rośnie... Jak myślicie, co oznacza T? Na pytanie pada kilka odpowiedzi. Niestety, żadna nie jest prawidłowa. Otóż T to nic innego tylko TEŚCIOWA (mruk zrozumienia po sali).
Ale Pani P. wraca do R. Robienie razem ekscytujących rzeczy, czyli bez dziecka, wspólnie, razem, tak jak kiedyś (czyli przed erą ciąży i dziecka). Pani P., na przykład, w niedziele rano chodzi z mężem do kina. Dzieci zostawiają rodzinie czy niani i mają czas dla siebie. Koniec prelekcji. Reklama spotkań indywidualnych w gabinecie u Pani P. Pierwsze jest darmowe jeśli napiszesz, że byłaś na spotkaniu.
Uczestniczki domagają się pytań. Rozpoczyna się dyskusja wokół najważniejszego: CO JESZCZE MOŻNA ROBIĆ Z PARTNEREM/MĘŻEM? Pani P. proponuje, żeby pójść na basen (strzelam bo znowu odleciałam). Konsternacja. Coś jeszcze? Ktoś z sali opowiada o grze małżeńskiej. P. rozwija, że istnieją różne jej warianty, że w Internecie można znaleźć instrukcje, jak zrobić ją samodzielnie. Ale nie warto. Za dużo czasu, a gra nie jest droga.
Ale co jeszcze można robić wspólnie i bez dziecka? - sala skupiona w kilku pierwszych rzędach nie daje za wygraną...
Żałuję, że nie zaproponowałam wyjścia do centrum handlowego.
Zdjęcia zamieszczone na licencji Creative Commons. Od góry:
Jackie Meredith//flic.kr/p/iwhPVN
Filippo Venturi/flic.kr/p/8HsCNq